Polpak

środa, 3 października 2012

Wzmacniacz zintegrowany Amplifikator G





Wstęp
Trójmiasto to ważny punkt na mapie producentów sprzętu audio-stereo. To tu, w Gdańsku, mieści się zakład Qba, produkujący kolumny głośnikowe oraz wzmacniacze, a także firma Baltlab zajmująca się produkcją wzmacniaczy oraz Acuhorn wytwarzająca kolumny głośnikowe. W dzielnicy Oliwa jest też Sonus Oliva. W Sopocie zaś działa firma głośnikowa NCS HiFi. Natomiast Gdynia gości takie przedsiębiorstwa jak Adagio Sound, Nemesis Audio Project oraz Radicon, który będzie głównym bohaterem dalszego tekstu. W tym miejscu należy jednak powiedzieć także o gdyńskiej firmie Radmor S.A., która wielu melomanom – audiofilom (szczególnie tym po 40-stce) kojarzy się z legendarnymi urządzeniami o tej samej nazwie. Bowiem Radmor SA dziś już nie produkuje sprzętu audio, a zaawansowane systemy radiokomunikacyjne dla użytku cywilnego oraz wojskowego. Wspominam o tym, bo będzie to istotne dla dalszej części artykułu. W Radmorze S.A. można nadal dokonywać naprawy lub regeneracji starego audio-sprzętu Radmora (Radmor Serwis Audio - TUTAJ).

Strona internetowa poświęcona konstrukcjom hi-fi Radmor TUTAJ.

Radicon-Amplifikator
Osobą odpowiedzialną za powstanie oraz istnienie firmy Radicon jest pan Tomasz Burski – wieloletni pracownik i konstruktor w przedsiębiorstwie Radmor S.A. (dawniej Radmor Unitra), a od 1991 roku równolegle właściciel własnego przedsięwzięcia, czyli właśnie Radicon. Pierwotnie zostało ono założone z myślą o wytwarzaniu niszowego sprzętu radiokomunikacyjnego, jednak z biegiem czasu, rozwijając swoje zainteresowanie sprzętem audio, pan Burski rozpoczął konstruować wzmacniacze audio. Spędził mnóstwo czasu na badaniach elektroakustycznych, eksperymentach, tworzeniach prototypów, etc. W tym miejscu warto zaznaczyć, że wszystkie jego projekty są projektami autorskimi, niebazującymi na konstrukcjach dawnych legendarnych Radmorów, choć oczywiście pan Tomasz wyniósł duże know-how z firmy-matki, jednak nigdy nie pracował w Dziale Audio, a zajmował się (i nadal to robi) opracowywaniem sprzętu profesjonalnego (radiotelefony i radiostacje). Jak widać, pan Burski jest pewnego rodzaju łącznikiem pomiędzy dawnym i obecnym Radmorem, a jeżeli dodać to tego fakt, że zaistniał także krótki epizod współpracy pomiędzy firmą Radmor, a Radicon to może to być uznane za pewnego rodzaju dziedzictwo. Owy epizod zdarzył się w 2000 roku, kiedy to Radmor S.A. podjął się dystrybucji pod własną nazwą marki Amplifikator – ukazały się wówczas na rynku Radmor Amplifikator 2000 (TU), dlatego wiele osób mylnie sądzi, że Radicon/Amplifikator wprost wywodzi się z dawnego Radmora. Amplifikator to owoc wieloletniej pasji oraz setek, a może i tysiąca godzin spędzonych przez pana Tomasza Burskiego we własnym prywatnym laboratoruim. Natomiast Amplifikator G jest kolejną generacją wzmacniaczy sygnowanych tą nazwą. I, jak dotąd – ostatnią. Mam szczerą nadzieję, że niebawem ukaże się kolejna, udoskonalona seria. Radicon oprócz opisywanego wzmacniacza wytwarza także niższy model - Amplifikator S, odtwarzacz płyt CD – Bitofon, kilka modeli kolumn oraz przedwzmacniacz gramofonowy. A także, o czym mało kto wie, bo nie ma tej pozycji w oficjalnym katalogu – referencyjny tuner radiowy.

Radmor Amplifikator 2000 (źródło zdjęcia)

Opisywany sprzęt został wypożyczony z salonu audio hi-fi Albatros w Gdyni. 

Budowa i wrażenia ogólne
Amplifikator, to zbitka słów amplifikacja oraz generator, jednak mam wrażenie, że pochodzi ono też z prozy naszego wspaniałego polskiego pisarza science-fiction oraz futurysty - Stanisława Lema.

Nie trzeba być zbytnio spostrzegawczym, aby od razu patrząc na front Amplifikatora G, zauważyć pewnego rodzaju podobieństwa stylistyczne do paneli niektórych wzmacniaczy projektowanych przez Nelsona Passa, choć oczywiście są to jedynie luźne nawiązania, analogie, a nie ich wierna kopia. Moim zdaniem wzornictwo Amplifikatora jest wyjątkowo udane i w pełni profesjonalne, a wykonawstwo czyste i precyzyjne. Autentycznie podoba mi się. Bardzo dobre wrażenie wywiera złocony front poprzecinany w dwóch fragmentach czarnymi pionowymi pasami wyoblonymi w miejscach, w których zamontowano dwie gałki regulatorów. Gałki wytoczone są z metalu i pomalowane czarną matowa farbą. Zresztą, jak dowiedziałem się, Radicon oferuje trzy wersje kolorystyczne paneli przednich – opisywaną złotą, srebrną oraz matową czarną.

Wracając do budowy. Na froncie znajdują się też trzy małe czarne przyciski – pierwszy z lewej odpowiedzialny za uruchomienie pętli magnetofonowej, środkowy za wyłączenie/włączenie urządzenia (stand-by), a ostatni z prawej strony – za skokowe wyciszenie (mute). Po środku frontowej płyty zamontowano sporych rozmiarów czerwony wyświetlacz punktowy o znakomitej kontrastowości i z ewentualną możliwością przyciemnienia w czterostopniowej skali intensywności. Nad okienkiem wyświetlacza przytwierdzono ładne podłużne logo „Amplifikator”. Co ciekawe i niezwykle oryginalne, na froncie poza nazwą urządzenia nie ma żadnych innych opisów! Gałki i przyciski są niepodpisane. Zastosowano tu inne rozwiązanie. Po przyłączeniu urządzenia do sieci (przełącznikiem znajdującym się z tyłu wzmacniacza) wyświetlacz informuje i instruuje użytkownika wskazując strzałkami poszczególne regulatory i opisuje je (w języku angielskim). Fascynująco to wygląda, ale to nie koniec niespodzianek. Po naciśnięciu (wg. wyświetlanej instrukcji) odpowiedniego przycisku sieciowego, wzmacniacz przechodzi w stan „wzbudzenia”, nagrzewa się i dopiero po kilkunastu sekundach zaczyna grać, gotowy jest do pracy. Przy tym jednocześnie z jego wnętrza wydobywa się eleganckie „pstryknięcie”, trzask znane mi z urządzeń typu Accuphase czy Luxman. Podobnie zresztą rzecz ma się z aktywacją pętli magnetofonowej – bo i tu pojawia się ów odgłos. Podczas użytkowania (grania) wyświetlacz sygnalizuje cyframi poziom wzmocnienia oraz literami - wybrane źródło.

Sterowanie urządzeniem jest całkowicie intuicyjne i niesprawiające najmniejszego kłopotu nawet bez zaglądania do instrukcji. Inteligentne. Z poziomu pilota zdalnego sterowania (ergonomicznego i estetycznego) można sterować wszystkimi funkcjami Amplifikatora G, w tym i dowiedzieć się o aktualnej temperaturze radiatorów (lewego i prawego osobno), która pojawia się na wyświetlaczu. Pilotem można też ustawić balans, wyciszyć wzmacniacz (mute) oraz obsługiwać dedykowany odtwarzacz CD Bitofon. Z tyłu zamontowano solidne terminale głośnikowe (pojedyncze), pięć par złoconych gniazd RCA (dwie pary to pętla magnetofonowa) oraz para XLR. Ponadto znajduje się tu gniazdo wejściowe typu IEC oraz włącznik/wyłącznik sieciowy. Warto zwrócić uwagę, że urządzenie spoczywa na 4. solidnych nóżkach, od spodu zakończonych półkulą z czarnej gumu. Pokrywa wykonana jest z dość grubej blachy aluminiowej pomalowanej czarą matową farbą.

Masa sprzętu to 16 kg.

Wnętrze cechuje konstrukcja dual-mono, choć nie jest ona zbalansowana. Po wejściu sygnał z gniazd XLR zaraz jest desymetryzowany. Zasilanie jest osobne dla każdej końcówki mocy – to dwa wielkie transformatory toroidalne o 350 VA na kanał. Sporo. Zwraca uwagę obecność osobnego zasilania dla sekcji sterowania – nie ma tu „podkradania” prądu z dużych toroidów.















Dźwięk
Amplifikator G zewnętrznie utrzymany jest w ujmująco eleganckiej, lecz profesjonalnej stylistyce i tak też, w skrócie mówiąc, gra. Przekaz od razu oczarowuje swoim rozbudowaniem oraz estetyką znaną z bardzo dojrzałych konstrukcji. Brzmienie jest soczyste, energiczne i pełne werwy, choć jednocześnie wydaje się z pozoru nieco mniej drapieżne oraz bardziej przyprawione niskim basem niż mój Hegel H100. Z czasem to wrażenie zresztą ustępuje, widać jednak, że sprawę niskich tonów potraktowano poważnie i jest ich sporo – trzeba o tym pamiętać dobierając kolumny. Nie ma tu jednak natarczywości, czy ostrości przekazu – raczej właściwe dla niego będzie określenie – fizjologiczny. Dźwięk wzmacniacza z Gdyni imponuje bogactwem umiejętności przekazywania barw instrumentów i głosów, czyni to temperamentnie i czysto. Tak, rasowa barwa Amplifikatora to jego wielki atut – wszelkich płyt słucha się naprawdę przyjemnie, nie ma tu żadnej słyszalnych twardości dźwięku, kłujących nut, czy szklistości. Przekaz jest gładki i wyraźny, lecz nie jaskrawy. Lekko zdystansowany. Dynamiczny, ale nie nadmiernie ekspresyjny. Ciepły. Z wyważonymi proporcjami, można rzec.

Scena rozciąga się daleko w wszerz i w głąb, z dobrze określonymi zjawiskami pozornymi. Wzmacniacz bez problemu potrafi głębiej wejrzeć w muzykę i wydobyć różne detale i subtelności, uwypukla zakończenia tonów równie dobrze jak ich początki, co lepiej pozwala usłyszeć realny dźwięk, a nie tylko sam jego atak. Ładnie przy tym aranżując ich przestrzenną lokalizację. Taka specyfika przynależna jest do górnego pułapu sprzętu hi-fi, a wiernością dźwięku Amplifikator G na pewno zadziwia, lecz niektóre pasma są ciut spłycone (wysoka góra). Jakość dźwięku generalnie jest wysokiej klasy; zapewniająca dużą szczegółowość, co przekłada się na umiejętność prezentowania słabo słyszalnych tonów (detali) zarówno instrumentalnych, jak i wokalnych. Bardzo dobrze również przekazywana jest dźwięczność instrumentów – brzmią one soczyście, namacalnie z wiarygodną aurą pogłosów.

Nie ulega wątpliwości, że ma się do czynienia z zaawansowaną konstrukcją z audiofilską duszą i takimi samymi zdolnościami. Nieco gorzej sprawa ma się z rytmicznością oraz timingiem, jest tu odpowiedni drive i potoczystość, ale nie ma tej spektakularnej szybkości np. Hegla H200, choć na pewno jest ona wyższej klasy niż w Accuphase E-213. Niskie tony są dostatecznie mocne i głębokie, nie mają jednak takiej siły przebicia jak w H200, lecz ten drugi jest też dwukrotnie droższy. Jeśli natomiast chodzi o wyższe poziomy głośności, to Amplifikator G radzi sobie z tym raczej dobrze, ale znacząco wówczas wzrasta słyszalność niskich tonów, które często pojawiają się w nadmiarze (jak na moje upodobania) jednak wrażliwość na teksturę nagrań pozostaje taka sama, a żywość i lekkość przekazu, a także jego spora proporcjonalność stoją na wysokim pułapie skali hi-fi.

Wzmacniacz z Gdyni reprezentuje rasowy poziom zaawansowanego dźwięku o efektownym, lecz nie efekciarskim dźwięku. Trudny do pobicia w swojej kategorii cenowej (jednak środkowo-europejska i chińska konkurencja nie śpi i drepcze po pietach), lecz wymagający dobrania optymalnych kolumn, bo w moim przekonaniu wzmacniacz lepiej zagrał z szybkimi i zwinnymi monitorami PCM Twenty.21 niż z podłogowymi Vienna Acoustics Mozart Grand, które zresztą bardzo lubię, lecz mają one manierę wytracania prędkości dźwięku niektórych wzmacniaczy, choć jest to oczywiście uproszczenie.

Wyjątkowo ciekawie zagrał z magnetofonem kasetowym Nakamichi Cassette Deck 1 - z realną ułudą sceny, silnym basem oraz z mocno osadzonymi instrumentami w przestrzeni. Pętla magnetofonowa ponad standardowo dobra.

Na zakończenie tej części napiszę jeszcze, że kilka lat temu wybierałem następcę dotychczasowego (czyli ówczesnego) wzmacniacza i ostateczny wybór padł na Accuphase E-213 lub opisywany powyżej Amplifikator G (oczywiście nie ten sam, który teraz opisuję, a inny egzemplarz). A, że nie miałem wtedy jeszcze tak dużego osłuchania jak obecnie – polegałem na opiniach innych osób. Większość z nich wskazywała Accuphase, więc ostatecznie nabyłem E-213. Dziś wiem, że to był zły wybór, bo owy japończyk oprócz zniewalającego designu z pięknie falującymi wskaźnikami wychyłowymi oraz luksusowego wykończenia, pozostałymi parametrami rozczarowywał – szczególnie beznamiętnym, wypranym z emocji dźwiękiem oraz krótkim basem. O wiele rozsądniej wówczas bym uczynił wybierając wzmacniacz z Gdyni, bo ten klasą dźwięku i wspaniałą jego kompozycją w dużym stopniu bije Accuphase E-213.









Podsumowanie
1. Solidny projekt, wspaniałe wykonawstwo oraz wyborna estetyka obudowy i płyty czołowej. Inteligentny wyświetlacz. Konstrukcja dual-mono. Rewelacyjne zasilanie - dwa toroidy (po jednym na kanał) i osobne zasilanie zdalnego sterowania.
2. Dźwięk żywy i klasowy. Rasowy. O pięknej barwie oraz naturalnej plastyce. Dynamika na wysokim poziomie, lecz nie na spektakularnym. Przekaz żywy i swobodny, lecz nie nachalny – raczej spokojniejszy niż ofensywny. Lekko zdystansowany. Miły w odbiorze.
3. Polski produkt, owiany legendą pana Tomasza Burskiego - konstruktora z Radmor S.A. z Gdyni.
4. Okazyjna cena około 7 000 zł czyni z Amplifikatora G trudnym do pobicia w kategorii jakość dźwięku/cena.
5. W pełni zasłużona rekomendacja „Stereo i Kolorowo – Underground” – fascynujący wzmacniacz. Amplifikator G reprezentuje światową klasę i ma w sobie olbrzymi potencjał handlowy.

Sprzęt używany podczas testu
Wzmacniacze: Roksan Caspian M2 (test TU), Hegel H100 (test TU), Ming Da MC368-BSE (test TU) oraz Dayens Ampino (test TU).
Źródła cyfrowe: odtwarzacz CD Musical Fidelity A1 CD-PRO, komputer MacBook Apple, a także przetworniki cyfrowo-analogowe Wyred 4 Sound DAC-2 (test TU) oraz Matrix Quattro DAC.
Żródła analogowe: gramofon Clearaudio Emotion oraz magnetofon kasetowy Nakamichi Cassette Deck 1.
Kolumny: Vienna Acoustics Mozart Grand, PMC Twenty.21 oraz Usher S-520 i Divine Acoustics Alya.
Okablowanie: Audiomica Laboratory oraz Ear Straem, a także Oyaide Tunami Terzo RR (test TU).

Akcesoria: panele akustyczne Vicoustics Wave Wood (10. sztuk), platforma antywibracyjna Rogoz-Audio pod gramofonem, stopy antywibracyjne Rogoz-Audio pod wzmacniaczem Hegel H100, stoliki audio Ostoja T3 oraz VAP, standy pod monitory VAP, a także akcesoria firmy Sevenrods – zatyczki do gniazd RCA oraz jumpery do terminali głośnikowych kolumn.

Dane techniczne
Dostępne na stronie producenta Radicon: TUTAJ.

9 komentarzy:

  1. witam! czytałem sobie ten test amplifikatora i...
    1. nie wiem jak to to gra, nigdy nie słyszałem.
    2. design hm... ostro ciosany jakiś taki nie proporcjonalny, poprostu brzydki ale i tak ładniejszy od Mach-a
    3. 1000% Roksan Kandy k2 za 4.500zł niszczy to ,,cudo,, w każdym aspekcie nie mówiąc o innych wzmacniaczach z drugiej ręki za kwotę 7.500 zł ...
    Ok to jest Polski produkt ale co z tego ?! wzmacniacz na rynku jest jak kaszanka w sklepie z szynkami parmeńskimi... przepraszam ale muszę być szczery.
    pozdrawiam serdecznie - opis hegla był ok :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzień dobry,

    Dziękuję za "szczery" komentarz. Polecam jednak posłuchać Amplifikator G, a dopiero potem "niszczyć" go innymi wzmacniaczami. Zapewniam, że po odsłuchach będzie trudno Panu napisać to samo, co powyżej.

    Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  3. 1. kandy nie ma startu do wersji gorącej tzn 2003, nie wiem jak do S ale do golda tym bardziej.
    2. co to są "tranzystory toroidalne" ? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzień dobry,

    Oczywiście, miało być "transformatory toroidalne". Czeski błąd - dzięki, już poprawiłem :)

    Co do "startu" Kandy vs. Amplifikator - to nie rozumiem, o co chodzi. Proszę jaśniej.

    Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Szanowny Panie Ludwiku. Czy stosowanie zatyczek na RCA ma jakies znaczenie czyt raczej antukurzowe. Ciekawią mnie również elemnty w kształcie radiatorów pustawiane na wzmacniaczu. Cóż to za cudeńko i jaki jest cel (drgania, dźwięk ??) Pozdrawiam Marek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już doczytałem Eichmann Topper pochłaniacz drgań. Poczytam na ich stronie. Czy to działa i jest warte tych pieniędzy (tak na przyszłość) Pozdr. Swietny blog. Kopalnia wiedzy. Gratuluję pomysłu i pozdrawiam. Marek

      Usuń
  6. Mam rowniez Golda i tak sobie czytam recenzje i w wiekszosci podzielam opinie i wyciagniete wnioski. Na tle innych wzmacniaczy, na pewno czuc ponadprzecietna klase dzieku, bez dwoch zdan.

    OdpowiedzUsuń

Komentarz będzie oczekiwać na moderację